środa, 2 września 2009

PROLOG

Trzeci raz tego dnia zjeżdżała ciasną klatką w głąb szybu, ale po raz pierwszy odczuwała coś więcej niż tradycyjne znużenie i chęć jak najszybszego powrotu do swojego pokoju. Początkowo przeklinała w duchu iż to dzisiaj przypadł jej „dyżur” jak nazywała go z dziewczynami. I do 14:00 jej obawy były jak najbardziej uzasadnione. Od dwóch pierwszych stosunkach ciężko było nawet powiedzieć, że się odbyły. Miała wrażenie, że Henryk skończył zanim na dobre zdążyła zsunąć majtki, z kolei Waldek mimo jej uporczywych prób nie stanął na wysokości zadania. Dosłownie. Czuła jakby kochała się ze śledziem – taka sama była zarówno konsystencja jak i zapach. Nieważne. Nie chciała już o tym myśleć. Teraz- starając się robić to jak najbardziej dyskretnie – obserwowała stojącego przed nią mężczyznę. Niewątpliwie to on był przyczyną jej dziwnego podekscytowania… Jakże inny od całej reszty. Marcin został przyjęty do kopalni raptem miesiąc temu, sama wypełniała jego papiery. Młody, tuż po technikum, zmuszony do jak najszybszego podjęcia pracy. Jego ojciec zginął pół roku wcześniej przejechany przez gliwicki tramwaj. Mówili, że pijany zatoczył się pod koła… Ale czy to było tak istotne? Który facet teraz nie pił? Tej zimy, w tej atmosferze, wódka była często jedynym sposobem rozładowania napięcia. Oprócz dziewczyn oczywiście… Teraz Marcin miał na utrzymaniu całą swoją rodzinę: matkę, babcię i niepełnosprawną siostrę. Na swój sposób podziwiała tego chłopaka.

Metaliczny dźwięk dzwonka wyrwał ją z rozmyślań. Winda gwałtownie zatrzymała się na dnie szybu. Marcin rozsunął kraty i z zapraszającym gestem odsunął się na bok: „Pani Krysiu, pani przodem”. Wzdrygnęła się. Nie była przyzwyczajona do takich zachowań. Wiedziała, że górnik jest górnik, ma swoje potrzeby, zwłaszcza te obiecane. Większość tych, których obsługiwała zaraz po otwarciu windy gnała na złamanie karku przed siebie i nim ona zdążyła dotrzeć do wnęki, gdzie zwykle ich obsługiwała, każdy czekał już na nią ze spuszczonymi spodniami. Dlatego gest Marcina tak bardzo ją zaskoczył. „Dziękuję"- odparła i szybkim krokiem ruszyła w głąb korytarza oświetlonego jedynie małymi lampkami. Od razu rozpięła też guziki swetra – na dole było jeszcze cieplej niż we wręcz nieprzyzwoicie nagrzanym biurowcu.
„Może pójdziemy do korytarza transportowego?” – usłyszała głos Marcina za swoimi plecami – „Wiem, że zwykle chodzicie do wnęki, ale przy torach jest dużo jaśniej, a ja chcę widzieć Twoją twarz”. Poczuła, że gęsia skórka pojawiła się na całym jej ciele. Skinęła głową i ledwo słyszalnym szeptem powiedziała: „Dobrze”. Marcin bez słowa podszedł do niej, złapał ją za rękę i poprowadził wzdłuż torów.

* * * * *
Rysiek stąpał po podkładach kolejowych niczym robot. W lewej ręce trzymał latarkę, oświetlając sobie drogę, w prawej metalowy pręt, którym od czasu do czasu nakłuwał ziemię bądź samo drewno. Praca, która obserwatorowi z zewnątrz mogła wydawać się całkowicie zbędna, on wykonywał z najwyższą starannością. Zbyt wiele lat przepracował na kopalni, by wiedzieć, że transport węgla z chodników jest jak aorta, każde jej przytkanie może doprowadzić do problemów całej kopalni. Dlatego mimo strajku, na każdy dzień została wyznaczona osoba, która obchodziła wszystkie linie kolejki transportującej węgiel, tak by w razie wznowienia pracy, wszystko funkcjonowało jak należy. Choć nie był przekonany o potrzebie strajku okupacyjnego, to tak jak inni wzburzony był aresztowaniem Ludwiczaka i gotów był strajkować, aż do jego uwolnienia. Tym solidniej przykładał się do wykonywanej pracy. Kolejny raz nakłuł ziemię w pobliżu torowiska, upewnił się, że wszystko w porządku i ruszył przed siebie.

* * * * *
Wszystko wydarzyło się tak szybko i wywołało u niej taką rozkosz, że nie była nad tym w stanie zapanować. Gdy tylko dotarli do rzędu wagoników, Marcin rzucił ją o tylną ściankę węglarki, rozerwał jej rajstopy, zdarł majtki i gwałtownie w nią wszedł - nie zdążyła nawet zaprotestować. Ale i nie zamierzała. Okazał się naprawdę hojnie wyposażony, nie miał przypadłości swoich starszych kolegów i znał się na rzeczy. Kochał się z nią rytmicznie i faktycznie cały czas na nią patrzył, a przynajmniej tak jej się wydawało spod przymkniętych powiek. Nagle pociągnął ją za włosy i przyciągnął do siebie. Puściła rękami krawędź wagonika i o mało co nie straciła równowagi – dopiero wtedy zorientowała się ,że Marcin trzyma ją jedynie za włosy, ale w ogóle nie czuła bólu. Zamachnęła się w powietrzu w poszukiwaniu oparcia, trafiła ręką na wystający fragment węglarki i chciała się o nią oprzeć, jednak opadł pod wpływem jej ciężaru. Najwyraźniej musiała trafić na dźwignię hamulca. Usłyszała chrzęst i rząd węglarek zaczął przesuwać się po torach, z wolna nabierając prędkości. Marcin zlapał ją jeszcze mocniej i było jej już wszystko jedno.

* * * * *
Rysiek grubą rękawicą oczyszczał krawędź szyny z mułu i kamieni naniesionych przez wodę, która utworzyła mały strumyk wzdłuż torowiska. Nie przejął się tym zbytnio, wiedział że podczas strajku część pomp jest wyłączona, więc takie drobne przecieki musiały być na porządku dziennym. Nagle ciszę panującą w korytarzu przerwał najpierw cichy, a potem coraz głośniejszy szum. Rysiek był tym tak zaskoczony, że początkowo nawet nie podniósł się z kolan. Poświecił jedynie przed siebie, ale niewiele mógł zobaczyć – 20 metrów przed nim korytarz wyginał się w ostry łuk uniemożliwiający dalszą obserwację. Kiedy jednak szum zaczął przeradzać się w łomot, górnik wziął latarkę, wycelował ją przed siebie i ruszył w kierunku zakrętu

* * * * *
Nie panowała już nad sobą całkowicie. Mlody chłopak wchodził w nią coraz szybciej i szybciej, jego ręce to pieściły jej piersi, to zaciskały się na jej szyi. Teraz przyśpieszył jeszcze bardziej i poczuła jego usta na swojej szyi. Czuła, że zbliża się do niej fala, której dawno już nie zaznała.

* * * **
Czym szybciej zbliżał się do zakrętu tym hałas stawał się donośniejszy. Jednak taki huk w opuszczonej kopalni był dla niego na tyle absurdalny, że w żaden sposób nie mógł go z niczym powiązać. Kolejka? Przecież nic nie jeździ, zresztą w czasie strajku wszystkie lokomotywy stały w dyspozytorni. Woda? Gdyby to była woda, on nie zajmowałby się jakimś gównianym strumyczkiem…

* * * * *
Orgazm był tak potężny, że nie była się już w stanie utrzymać na nogach, całe jej ciało drżało jak w konwulsjach. Kiedy poczuła, że i on doszedł nie próbowała już nawet walczyć, osuwając się na ziemię i pociągając górnika za sobą.

* * * * *
…gdy zrozumiał na co natrafił strumień światła z jego latarki było już za późno na jakąkolwiek reakcję. Kilka węglarek wypadło zza zakrętu z taką prędkością, że starał się jedynie uskoczyć na bok. Nie zdołał. Poczuł jak hak wagonu miażdży mu jądra, rozrywa ciało… ciemność.